Dom tymczasowy – na czym to polega?

Dom tymczasowy – pewnie nie raz, nie dwa, widzieliście takie sformułowanie i zastanawialiście się ‘o co właściwie chodzi? Jak można zabierać psy i koty x czasu? Co potem z tymi zwierzętami?’ W dzisiejszym poście rozwiejemy Wasze wszystkie wątpliwości, a może nawet zachęcimy do zostania tymczasem dla jakiegoś potrzebującego zwierzęcia. 

Dwa koty i dwa psy temu poczułam, że chcę robić dla zwierząt więcej. Jednak co robić, gdy zarówno metraż i fundusze są ograniczone, a serca i chęci pomocy jest wiele?


W listopadzie 2020 roku nawiązałam kontakt z zaprzyjaźnioną fundacją. Powiedziałam o swoich chęciach, ale i obawach, których było wiele. Zastanawiałam się co będzie w przypadku kiedy ktoś nie zainteresuje się kotem, który będzie u mnie mieszkał? Co jak za bardzo się do mnie przyzwyczai, albo, co gorsza, kiedy ja pokocham go za bardzo? Co w przypadku, gdy nie będę miała pieniędzy na karmę i weterynarza? 

Usłyszałam, że na każdego kota czeka jego idealny dom i wymarzony właściciel! Czasem muszą na siebie poczekać trochę dłużej, ale na każdego kota czeka jego własne miejsce na świecie – brzmi cudownie! Domy tymczasowe mają w tym bardzo ważną rolę- muszą pomóc odnaleźć się kotu i jego Człowiekowi. 

Kwestia przywiązywania się do tymczasowych zwierząt jest różna- czasem jest łatwiej, czasem trudniej. Wszystkie moje tymczasy zajmują ważne miejsce w moim sercu, ale z biegiem czasu coraz mniej o nich myślę, bo na ich miejsce przychodzą nowe koty i nowe wyzwania. Była tylko jedna kotka po której płakałam kilka dni i nadal często o niej myślę- przyjechała do mnie prawie dzika, bardzo zabiedzona i chora, po kilku dniach skradła mi serce i miejsce na kanapie. Są to rzadkie chwile, w których trzeba się wziąć w garść, nie myśleć o sobie i szukać domów dla innych potrzebujących kotów. 

Wszelkie koszty związane z opieką weterynaryjną czy z zakupem karmy i żwirku spoczywają na barkach fundacji, chociaż osobiście z radością czasem kupię dodatkowe puszki czy opakowanie żwirku, żeby trochę ich odciążyć- w stowarzyszeniu, które ratuje koty potrzebny jest każdy grosz, bo zawsze znajdą się jakieś nagłe wydatki- kastracje, leczenie, klatki i tak można wymieniać w nieskończoność.

Czy kiedykolwiek żałowałam, że zostałam  domem tymczasowym? Zdecydowanie NIE. Podrapane ręce, krzesła, nakładanie jedzenia kilka razy dziennie, podawanie tabletek, syropów, zakraplanie oczu, jeżdżenie na kastracje są niczym w porównaniu do momentów, kiedy kot miauczy na Twój widok i przychodzi do Ciebie na codzienną porcję głaskania. Kiedy kładzie się obok Ciebie i wywraca na plecy, bo tak bardzo Ci ufa. Kiedy ktoś się odzywa do Ciebie w sprawie adopcji akurat TEGO kota, który od kilku miesięcy szuka domu, a Ty już zaczynałeś tracić nadzieję. Kiedy jedziesz na wizytę przedadopcyjną i poznajesz przyszłych właścicieli dla swojego tymczasa, którzy są idealni i są w stanie zapewnić kotu najlepsze warunki na świecie. Kiedy przychodzi czas rozstania, pakujesz ‘swojego’ kota do transportera,  ściska Cię w gardle, a w oczach stają łzy (smutku? radości? nigdy nie wiem.) Kiedy w końcu po kilku dniach dostajesz zdjęcie już nie swojego kota, który leży na kanapie brzuchem do góry i już o Tobie nie pamięta. A Ty się wtedy uśmiechasz, w głębi serca się uspokajasz, bo już jest dobrze, myślisz ‘Powodzenia, dzielny kocie’ i kończysz ten rozdział, żeby za parę dni zacząć kolejny, z nowym tymczasem. 

Pisała dla Was Laura – szczęśliwa mama tymczasów i pracownica Pets Planet 🙂